Chomesa
Wstęp. Jakiś czas temu postanowiłem, że napiszę książkę. Jej bohaterem uczyniłem sędziego kaliskiego Mikołaja z Wenecji na Pałukach, zwanego także Diabłem Weneckim. Nie mam ambicji, by napisać kolejną biografię, uczynili to zresztą wcześniej znakomici badacze. Postanowiłem spisać parę gawęd, które łączy postać Mikołaja. Opowieści spisywałem w różnym czasie i miejscu. Czasami dotyczą Mikołaja z Wenecji wprost, czasem to pretekst, żeby powłóczyć po lasach albo muzeach. Postanowiłem także dużą część swojej pracy udostępnić w Internecie. Powodów ku temu jest wiele, ale przede wszystkim liczę na uwagi i korekty. Jeśli chcesz śledzić na bieżąco postępy i poczytać kolejne części możesz zapisać się do newslettera. Formularz umieściłem u dołu strony.
W planowanej książce będą też zdjęcia. Będą czarno-białe i wykonane archaicznymi aparatami. Tak to sobie wymyśliłem. W udostępnianych fragmentach zdjęć nie zamieszczę. Chciałbym skupić się na treści. Być może dodatkowe materiały udostępnię czytelnikom newslettera.
Chomiąża
Wieś Chomiąża zapisała się w historii złotymi zgłoskami. Zapisała się fuksem. Niezwykłym, acz fascynującym zbiegiem okoliczności. A było to tak…
Złota bulla i półtorej tony srebra
Przenieśmy się w czasy panowania księcia Bolesława Krzywoustego (1086-1138). To władca ciekawy, niejednoznaczny. Mimo burzliwego życia jest kojarzony najczęściej z testamentem, który rozpoczął okres rozbicia dzielnicowego. Panowanie i czasy, w których przyszło żyć Bolesławowi, wciąż interesują historyków. Zaowocowało to bogatą literaturą, która jakkolwiek oparta jest na stosunkowo skromnych źródłach z epoki. Nie jestem człowiekiem przesadnie ostrożnym. Jednak tutaj każde zdanie chętnie zaczynałbym od słowa „prawdopodobnie”. Żeby tego uniknąć i nie wyciągać faktów, jak królików z kapelusza, postanowiłem swoje wywody poprzedzić w miarę konkretnymi objaśnieniami. Zainteresowanych niezmiennie odsyłam do bibliografii.
Szczególnie istotny dla polityki Bolesława Krzywoustego był podbój Pomorza. Podporządkowanie tej ziemi nie ograniczyło się wyłącznie do działań militarnych. Włączenie Pomorza w obręb państwa Krzywoustego wymagało organizacji misji i budowy całej struktury kościelnej.
Rywalizacja o „rząd dusz” na Pomorzu doprowadziła do długotrwałego sporu między Kościołem polskim a magdeburskim. Arcybiskupem Magdeburga był Norbert z Xanten. Tenże Norbert to figura nie byle jaka. Założył zakon premonstratensów (zakon norbertanek działał w kujawskim Strzelnie już od XII wieku !). Był wytrawnym politykiem, może nawet intrygantem. Do realizacji swoich ambitnych planów Norbertowi udało się zyskać potężnych sprzymierzeńców: Króla (później Cesarza) Niemiec Lotara III z Supplinburga oraz papieża Innocentego II. Cesarz liczył rzecz jasna na korzyści polityczne, natomiast papież spodziewał się pomocy Norberta w walce ze swoim konkurentem na stolicy piotrowej — Anakletem II. Tak, to były te czasy, kiedy o prymat w Kościele walczyli zbrojnie dwaj nieuznający się wzajemnie papieże. Dodajmy, że polskie duchowieństwo, niezbyt szczęśliwie poparło w tym sporze Anakleta II.
Talent polityczny i konsekwencja Norberta doprowadziły do wydania 4 czerwca 1133 (w dzień koronacji cesarskiej) bulli „Sacrosancta Romana”. W dokumencie potwierdzono prymat arcybiskupstwa magdeburskiego nad Kościołem polskim i przyszłymi diecezjami pomorskimi. Dla polskiego Kościoła, ale także Bolesława Krzywoustego to była prawdziwa katastrofa! Jeśli dołożymy do tego niepowodzenia naszego władcy w sporze z Węgrami i Czechami, to właściwie tylko siąść i płakać! No ale Bolesław Krzywousty, to „marsowe dziecię” nie poddawał się łatwo.
15 sierpnia 1135 roku Krzywousty zjawił się w Merseburgu, by na ręce cesarza Lotara III złożyć hołd lenny. Pominiemy różne prawne niuanse i analizy dotyczące zakresu tej decyzji. Podkreślenia wymaga tylko wiadomość, że złożenie hołdu nie przynosiło Krzywoustemu żadnej ujmy. Nasz władca, po zakończeniu ceremonii uroczyście niósł miecz cesarski, co świadczyć może nawet o nawiązaniu pewnej zażyłości z Cesarzem. Co więcej, w drodze powrotnej Krzywousty zatrzymał się w Magdeburgu, gdzie arcybiskup Konrad z Kwerfurtu (nasz ówczesny metropolita !) przywitał go biciem w dzwony. Jak króla!
Na zjeździe w Merseburgu Lotar III uznał polskie prawa do Pomorza. Do poprawy relacji przyczynił się poniekąd sam Norbert z Xanten, który raczył opuścić ziemski padół już 6 czerwca 1134 roku. Bolesław Krzywousty zobowiązał się zapłacić trybut w wysokości 6 tysięcy grzywien srebra. Prawie półtorej tony kruszcu. Po zjeździe nastąpiło „nowe otwarcie” w stosunkach kościelnych. Po okresie pewnej stagnacji polski Kościół rozpoczął intensywne działania dyplomatyczne, które doprowadziły do odzyskania niezależności od Magdeburga. Zwiastunem nadchodzącego przełomu było unieważnienie bulli „Sacrosancta Romana” na synodzie w Pizie, w roku 1135. Jeśli zaś chodzi o Anakleta II, to polski episkopat jakoś stracił nim zainteresowanie.
Tak oto, po katastrofie nastąpił triumf! 7 lipca 1136 roku papież Innocenty II wydał bullę protekcyjną „Ex commisso nobis a Deo”. Dokument ten znosił zależność polskiego Kościoła od arcybiskupstwa magdeburskiego. Bulla protekcyjna to szczególny przywilej, w którym papież, bierze pod osobistą opiekę adresata dokumentu — tutaj arcybiskupstwo gnieźnieńskie. Dlatego też w dokumencie skrupulatnie wymieniono posiadłości arcybiskupa gnieźnieńskiego. W tekście znalazło się ponad czterysta nazw rodzimych miejscowości i osób. Wybitny językoznawca, Aleksander Brückner nazwał „Ex commisso nobis a Deo” złotą bullą języka polskiego.
W tych okolicznościach, na arenie dziejów pojawiła się Chomiąża. Pół żartem, pół serio, cytując Brücknera, zapisała się w historii od razu „złotymi zgłoskami”. W dokumencie odszukamy ją pod łacińską nazwą Chomeſa.
Ville vero circa fluvium Ganzava: Rilevo, Podgorino, Zvepravici, Lizinino, Staribiscubici, Zagorici, Chomeſa, Pnevo, Glovotino.
Wsie wokół rzeki Gąsawki: Rydlewo, Podgórzyn, Zvepravici (zdaniem E. Calliera to Sweprawice zanikłe po 1357 r.), Łysinin, Biskupin, Góra, Chomiąża, Pniewy, Głowy.
Przenieśmy te miejscowości na mapę. Punktem wyjścia będzie Żnin. Na południe od miasta leżą Rydlewo i Podgórzyn. Jeszcze bardziej na południe znajduje się Łysinin. Następnie gwałtownie skręcamy na zachód. Pomiędzy jeziorami Biskupińskim i Gąsawskim trafimy do Biskupina. Później wracamy do Żnina! Z Góry, która dzisiaj stanowi część miasta, kierujemy się na południowy wschód do Chomiąży (dzisiaj okolice Chomiąży Księżej), potem znów na południe, do Pniew. Jeszcze kawał, na południowy zachód do wsi Głowy, która leży mniej więcej na wysokości źródeł Gąsawki.
Tak udało się wyrysować obszar wsi i przysiółków leżących od niepamiętnych czasów po obu stronach Gąsawki. Czego nam brakuje? Nie ma Wenecji, ale to zupełnie zrozumiałe. Mamy rzekę, ale brakuje wsi Gąsawa. Tę nieobecność także można zrozumieć. Gąsawa wraz z pobliskimi wsiami należała do komesa Dzierżykraja z Nałęczów. Ten Dzierżykraj to praprzodek Mikołaja, Diabła Weneckiego. W XII wieku przekazał Gąsawę oraz Komratowo (wraz z tajemniczym jeziorem Golse, być może Gąsawskim) kanonikom trzemeszeńskim. Wiemy o tym z „falsyfikatu trzemeszeńskiego” (KDW 1,11), o którym nieco później. Rozwój Gąsawy, za sprawą kanoników nastąpił nieco później, na przełomie XII i XIII wieku. W 1227 roku doszło tutaj do wiecu książąt piastowskich i tak zwanej zbrodni gąsawskiej, w wyniku której zmarł książę Leszek Biały. To już inna opowieść…
Zatrzymując się przy rzece Gąsawce, nie sposób pominąć współczesnej, pięknej ścieżki „Dolina rzeki Gąsawki”. To miejsce wspaniałe o każdej porze roku. Pozwala zachwycać się pięknem pałuckiej przyrody, czmychnąć w historię i przede wszystkim dotlenić zwoje mózgowe. Dotlenienie będzie niezbędne, bo po tym przydługim wstępie zaczniemy szarpać się z historią na całego.
Złota bulla gnieźnieńska to dokument pełen tajemnic. Antoni Małecki nazwał ją nawet „jedną, wielką zagadką”. Na przykład: kto odpowiadał za negocjacje ze stroną papieską? W treści bulli papież wspomniał skargi czcigodnego brata Jakuba „Quam ob rem venerabili fratre Iacobe, tuis postulationibus clementer annuimus…”. Można stwierdzić, że wystawienie bulli to zwieńczenie wysiłków arcybiskupa gnieźnieńskiego Jakuba ze Żnina. O jego życiu wiemy stosunkowo niewiele. Jednak nieźle zamieszał i jeszcze namiesza w naszej historii.
Falsyfikat
Wszystko pięknie, wszystko ładnie, tyle że złota bulla gnieźnieńska to w istocie falsyfikat. Na dodatek palimpsest. To mądre słowo oznacza, że zapisano ją na wcześniej zatartym tekście. Tę informację podaję jedynie jako ciekawostkę. O uznaniu bulli za falsyfikat przesądziły odstępstwa w formularzu i liście świadków. Średniowieczne dokumenty spisywano w kancelariach, zgodnie z obowiązującym schematem — formularzem. Jeśli badacz zauważa odstępstwo od stosowanego w określonej kancelarii formularza, włącza światła awaryjne i informuje, że coś jest na rzeczy. Jako pierwszy wątpliwości zgłosił Karol Maleczyński. Po gruntownej analizie formularza stwierdził, że bulla powstała po śmierci Krzywoustego pomiędzy 1139 a 1146. Stwierdzenie to wywołało rzecz jasna dyskusje i polemiki. Przeciwko tezom Maleczyńskiego wystąpił na przykład Henryk Łowmiański albo Józef Dobosz, ale… mleko się rozlało. Cóż tak historyk kraje, jak mu materii staje. Nawet jeśli to materiał dziurawy, zwietrzały albo trefny.
Dla uspokojenia zszarganych tą informacją nerwów należy się wyjaśnienie. W Średniowieczu fałszowano wszystko, nawet relikwie świętych. Co dopiero dokumenty. Archiwa pełne są falsyfikatów [O falsyfikatach średniowiecznych dokumentów patrz Vademecum historyka mediewisty, strona 62 i następne.]. Wiele z nich powstało w sposób zupełnie legalny, przynajmniej w rozumieniu średniowiecznych zwyczajów. Ba, niektóre skryptoria, na przykład cystersów z Lubiąża „wyspecjalizowały się” w tworzeniu falsyfikatów. Owszem, zdarzały się przypadki surowego karania fałszerzy: obcinania palców albo kąpieli we wrzątku, ale nie zatrzymało to niecnego procederu. W każdym razie średniowieczny falsyfikat to dokument, który powstał w czasie innym, niż zapisano. Bardzo często skryba korzystał z oryginału i dopisał (dokonał interpolacji) jakieś nowe nadanie albo przywilej. Prawdopodobnie tak było w tym przypadku. Twierdzenie, że bulla gnieźnieńska jest falsyfikatem, nie oznacza, że można ją zaraz wyrzucić do śmietnika.
Zastanówmy się zatem, co zostało zmienione w bulli i dlaczego? Przecież dokument był dla polskiego Kościoła jak najkorzystniejszy. Czy w to fałszerstwo zamieszana jest Chomiąża? Być może rozwiązanie tej zagadki znajdowało się w klasztorze kanoników w Trzemesznie.
Święty z Trzemeszna
Skąd nagle wytrzasnąłem Trzemeszno? To nie ja, to Bolesław Krzywousty i arcybiskup Jakub ze Żnina. Pod koniec życia Krzywousty ufundował opactwo kanoników regularnych w Trzemesznie.
Jakub natomiast był gorącym orędownikiem kultu św. Wojciecha. Jego męczeńską śmierć podczas nawracania Prusów włączono w akcję chrystianizacyjną Pomorza. Kościoły w Wolinie i Szczecinie, założone w czasie misji Ottona z Bambergu otrzymały wezwanie św. Wojciecha. W roku 1127, podczas odbudowy katedry w Gnieźnie odnaleziono głowę należącą, jak święcie wierzono do świętego. To jeszcze bardziej rozpaliło kult świętego. Pod koniec panowania Bolesława Krzywoustego pojawiły się monety z wizerunkiem św. Wojciecha. Znane Drzwi Gnieźnieńskie powstały prawdopodobnie za czasów panowania Mieszka III Starego, syna Krzywoustego. W onym czasie „wzmożenia” powstał żywot św. Wojciecha — Tempore illo. Jego autorstwo przypisuje się Jakubowi ze Żnina. W dziełku tym, po raz pierwszy umieszczono informację, jakoby ciało św. Wojciecha znalazło się w Trzemesznie (cenobium Cheremusen).
Jeśli do tej pory podejrzanie ładnie splatały nam się wątki państwowego kult św. Wojciecha, Jakub ze Żnina i Trzemeszno to znak, że zaraz wpadniemy na mieliznę. I owszem. Istnieją poważne wątpliwości do co czasu powstania Tempore illo. Legenda, że w Trzemesznie przechowywano ciało św. Wojciecha, została prawdopodobnie dopisana w XIII wieku. Jak widać, prawami autorskimi w średniowieczu nie zawracano sobie głowy. Jednak w każdej legendzie tkwi ziarno prawdy. Możliwe, że Jakub ze Żnina przy okazji fundacji darował klasztorowi w Trzemesznie relikwie św. Wojciecha. Relikwia może ramię męczennika, umieszczono w kościele św. Wojciecha wzniesionym na potrzeby kanoników. Polityka i religia szły ręka w rękę.
No dobrze, ale co to ma wspólnego z Chomiążą i bullą gnieźnieńską?
Bolesław Krzywousty ufundował opactwo kanoników regularnych w Trzemesznie. Nie wiadomo, jakie majątki pierwotnie nadano kanonikom. Nie dysponujemy jednak aktem fundacyjnym. Nie jest to zresztą wielkie zaskoczenie, ponieważ takiego dokumentu brak w większość klasztorów fundowanych w Polsce na przełomie XII i XIII wieku. Na szczęście mamy inne dyplomy, w tym, oczywiście falsyfikaty, które pozwalają ustalić, z jakich wsi korzystali kanonicy. Krzywousty wkrótce po fundacji zmarł. Opiekę nad klasztorem przejęła jego żona, Salomea z Bergu. Pierwsze nadania klasztor otrzymał dzięki hojności ich synów, a szczególnie Mieszka III Starego. Synów Bolesława i Salomei (tak zwanych książąt juniorów: Mieszka, Bolesława, Henryka, Kazimierza) mocno wspierał arcybiskup Jakub ze Żnina. Przy okazji, wskoczyliśmy już w okres rozbicia dzielnicowego. Czeka nas odrobina historycznej ekwilibrystyki. Lepiej zapiąć pasy.
Trzy pierwsze pisma, które dotyczą klasztoru i informują o jego włościach to: dokument księcia Mieszka III Starego z błędną datą 28 kwietnia 1145 r. (tak zwany falsyfikat trzemeszeński sporządzony około 1216–1220), pismo legata papieskiego kardynała Humbalda z 2 marca 1146 oraz bulla protekcyjna Eugeniusza III z 31 maja 1147.
Chomiąża, jako własność klasztoru w Trzemesznie pojawia się dopiero w bulli Eugeniusza z 1147: „Chomiąża wraz z jeziorem” (Chomese cum lacu). Zwróćmy uwagę, że Chomiąża „przeskoczyła” z jednej bulli protekcyjnej do drugiej. To poważna sprawa, w której znowu zaangażowano autorytet papieski. Wypracowanie takiego dokumentu wymagało zaangażowania i sporo wysiłku. Można się spodziewać, że miał w tym udział Humbald, zatem bulla powinna wykazywać jakieś podobieństwo do jego dokumentu. Uderzającej zbieżności nie widać. Można zatem przyjąć, że starania o bullę protekcyjną rozpoczęły się jeszcze przed wizytą legata. Podobnie jak w przypadku „bulli gnieźnieńskiej” musiały zaistnieć jakieś poważne przyczyny jej wystawienia. W końcu bulle nie spadają z nieba.
Po śmierci dobrodziejki klasztoru, Salomei z Bergu (27 lipca 1144) rozgorzał spór między książętami juniorami a seniorem Władysławem II Wygnańcem. Konflikt przerodził się w wojnę domową. Juniorzy poparli klasztor w Trzemesznie. Z wzajemnością. Po stronie juniorów stanął Jakub ze Żnina, który nałożył na Władysława ekskomunikę. Przesądziło to o klęsce seniora i jego ucieczce do Niemiec (stąd przydomek Wygnaniec). Jednak losy konfliktu mogły potoczyć się różnie. Żeby zabezpieczyć ekonomiczne podstawy klasztoru, zapobiegliwy opat Bernard mógł rozpocząć starania o protekcję papieską.
Dwie Chomiąże
Wróćmy zatem do bulli gnieźnieńskiej. Jeśli przyjmiemy, że falsyfikat powstał pomiędzy 1139 a 1146, to łączy się z wydarzeniami po śmieci Krzywoustego. Dokument musiał powstać za wiedzą Jakuba ze Żnina, którego trudno posądzać o niechęć wobec Trzemeszna. Zacytujmy arengę, czyli motyw wystawienia dokumentu: „…iżby nie były niepokojone nagabaniami nikczemnych ludzi, oraz skutecznie troszczyć się o to, aby przez nich w jakim bądź czasie nie mogły być pozbawione swoich dóbr i posiadłości.…”. Karol Maleczyński udowadniał na podstawie tego fragmentu, że bulla jest falsyfikatem, ale kim mieli być owi „nikczemni ludzie”? Raczej nie duchownymi. Czy pobrzmiewa tu echo sporów między potomkami Bolesława Krzywoustego i widmo wojny domowej, w której mógł ucierpieć majątek kościelny? A może nadania dla klasztoru spowodowały, że pomiędzy Żninem a Trzemesznem zaczęło się robić ciasno i okoliczne rody rycerskie (w tym Nałęcze) zaczęły „nagabywać” władze kościelne?
Fragment gdzie pojawia się Chomeſa i wsie wokół Gąsawki, jest bardzo podejrzany. Pojawia się po sankcji, w której wystawca informuje, jakie kary grożą w przypadku naruszenia prawa. Zaraz potem pojawia się kolejna sankcja. To dosyć dziwne. Dlaczego w bulli pojawiają się dwukrotnie „Staribiſcubici”? Czy to tylko pomyłka skryby? A może dowód interpolacji? Nie mam zamiaru mędrkować, ale gdybym miał obstawić co „dopisano” do papieskiego oryginału, byłoby to zdanie wymieniające Chomiążę i pozostałe wsie wokół rzeki Gąsawki.
Analizując dokumenty, można stwierdzić, że rozległe dobra chomiąskie pomiędzy 1144 a 1147 przeszły na własność klasztoru w Trzemesznie. W całości? Otóż nie. Przenieśmy się na początek trzynastego wieku.
W dokumencie księcia Władysława Odonica (prawdopodobnie z 1223 r. KDW 3,2024) czytamy, że Chomiąża wróciła do klasztoru w Trzemesznie. Władysław Odonic, który miał skądinąd uroczy przydomek „plwacz” najechał dobra klasztorne przy okazji konfliktu z Władysławem Laskonogim. Po zakończeniu walki miał zwrócić Chomiążę kanonikom.
Z kolei, z trzynastowiecznego dokumentu (KDW 1,276) możemy wyczytać, że Chomiąża należała do Sędziwoja Nałęcza. Czyli co, klasztor w Trzemesznie oddał wieś Sędziwojowi? Niezupełnie… Zestawienie tych dokumentów pokazuje podział dóbr chomiąskich. Jedna część, dzisiaj nazwana Chomiążą Księżą należała do klasztoru w Trzemesznie, drugą, współczesną Chomiążą Szlachecką dzierżył ród Nałęczów. Czy ma to sens? Nie może być inaczej. Jan Pakulski wskazał nawet dokument, w którym Jan, kantor gnieźnieński lokował graniczącą z Chomiążą wieś Niestronno. Chomiąża należała wówczas do znanego nam Chwała, ojca Mikołaja Nałęcza.
Czy można połączyć Mikołaja Nałęcza z klasztorem w Trzemesznie? Można, a nawet trzeba! 12 stycznia 1390 roku prepozyt Jakub, przełożony konwentu w Trzemesznie, zobowiązał się wystawić z boku miejscowej świątyni kaplicę z ołtarzem i grobowcem. W kaplicy mieli spocząć Mikołaj wraz z żoną. Zakonnicy zobowiązali się także co tydzień odprawiać mszę w intencji spokoju ich duszy. W zamian prepozyt Jakub miał otrzymał połowę młyna na Gąsawce, który znajdował się między Chomiążą i Oćwieką.
Jak widać, historia Chomiąży jest pogmatwana i łatwo popełnić spektakularną wywrotkę. Błędu nie ustrzegli się wydawcy podstawowego dla wszystkich regionalistów „Słownika geograficznego Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich”. Kościół z Chomiąży Szlacheckiej przenieśli do Chomiąży Kościelnej. Błędy zdarzają się najlepszym.
Podczas pisania tego tekstu wyjątkową pomocą służył mi Przemysław Hubert Dorszewski i jego znakomita praca doktorska „Uposażenie i działalność gospodarcza klasztoru kanoników regularnych w Trzemesznie do początku XVI wieku”. Dla miłośników historii Trzemeszna i okolic jest to pozycja obowiązkowa!
Pomocna okazała się także klasyczna monografia Jana Pakulskiego „Nałęcze wielkopolscy w średniowieczu”. Warto uzupełnić tę lekturę czasami kąśliwą, acz niezwykle merytoryczną polemiką Krystyny Górskiej-Gołaskiej.
Jeśli gdzieś popełniłem błąd, daj mi znać michal@manowce.com
© Copyright by Michał Matyjasik 2022 (michal@manowce.com).
Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego.
Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione.
Praca w toku. Opublikowano 28 sie 2022